sobota, 7 lipca 2012

5. Sounds are beautiful, but silence can also be.

CHELSEA.

Dochodzę do wniosku, że wszytsko się zmienia. Wszystko może się zmienić. Bo kiedyś myślałam, że zawsze już będę nieszczęśliwa w tej popapranej rodzince. Że będę uzależniona od rodziców, brata. A tu - bum! I ich nie ma. Jestem wolna. Układam sobie nowe życie. I muszę przyznać, nawet dobrze mi to idzie. Dostałam się na studia i znalazłam pracę. Może nie będę zarabiać kokosów, ale przynajmniej nie będę musiała brać pieniędzy od Lucy lub Aarona.
Został mi jeszcze jeden punkt do zrealizowania, a mianowicie muszę znajeźć jakichś przyjaciół lub chociaż znajomych. Zjebałam trochę sprawę. Miałam iść do Amandy. Ale najpierw czekałam na list z uniwersytetu. Tak mi minęły dwa dni. Kolejny cały dzień spędziłam z Lucy z okazji tego, że mnie przyjęli. Później niedziela to tak nie wypada, może ona do kościoła chodzi? Poza tym kulturalnie się obijałam słuchając muzyki i jedząc lody. Następny w kolejności był poniedziałek, a to był dzień, kiedy pracę zaczynałam to byłam cała zestresowana. Tak, dokładnie, ja Chelsea Alice Sky byłam zestresowana. Niemożliwe, a jednak. Musiałam ją dostać. No i udało się, więc cały wieczór mi minął na pracowaniu jako barmanka. Dzisiaj obudziłam się w południe i ubierając się znalazłam kartkę od Amandy z jej adresem. Pewnie czekała na mnie te kilka dni.
Zawiodłaś ją.
Kurwa, cieszę się! Przecież wiem!
Nie znoszę samej siebie. I tego głosu w mojej głowie.
Ja to...
Ja pierdole! Wiem, że ty to ja, a ja to ty!
Nienawidzisz samej siebie?
Co ty, kurwa mać, nie powiesz?!
Koniec, muszę przestać gadać ze sobą, tym głosem, tym czymś...
I tak wiemy, że tego nie zrobisz.
WYPIERDALAJ Z MOJEJ GŁOWY, SUKO JEBANA!
Cisza. Spokój. Wreszcie.
Jestem w autobusie, jadę w stronę Skid Row. Jedna z najbiednieszych dzielnic. Szkoda dziewczyny, taka miła, nawet dla takiej chamskiej i beznadziejnej osoby jak ja, a pewnie ledwo za czynsz płaci. Ale kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe?
Wysiadam i idę w stronę Los Angeles Street. Mijam stare kamienice, jakieś dziwki, obskurne bary, pijaków. Pierwsza po południu, a już schlani. No, ale nie czepiam się, kiedyś sama lepsza nie byłam.
Dobra, jestem. Stoję przed czerwoną kamienicą. W sumie szarą, bo prawie cała farba odpadła. Nevermind.
Wchodzę do środka i szukam właściwego mieszkania. Piętro szóste Stoję przed drzwiami. Numer 283. Ktoś jest w środku, słyszę jakieś szmery. Dzwonię dzwonkiem, zepsuty jest, więc pukam kilka razy.
- Chwileczkę! - słyszę jakiś męski głos.
Czekam. Chwilę poźniej ktoś otwiera drzwi.
- Dzień dobry, ja do Amandy. - mówię do faceta, pewnie ojca blondynki.
- Ty jesteś Chelsea? - pyta się mnie, a ja potakuję. - Amanda jest w szkole jeszcze. Za pół godziny kończy lekcje.
No tak, przecież ona w liceum się uczy. Jednak bycie studentem ma swoje plusy.
Jeszcze nie jesteś studentką.
Kurwa, czy ja o coś nie prosiłam cię?
- Jeśli chcesz możesz pójść po nią. Dam ci adres szkoły. - dodał jeszcze mężczyzna.
W sumie nie głupi pomysł. I tak nie mam co robić.
Zapisałam na odwrocie kartki od Amandy adres, pożegnałam się i szybko wyszłam. Miły ten jej ojciec, nie to co mój. Na pewno jest jej z nim dobrze. Może kasy nie ma, ale pewnie szczęśliwa jest. Każdy na jej miejscu by był.
Pod budynek doszłam szybko, był blisko, jedynie pięć minut na nogach. Wyglądał jak typowe liceum publiczne. Farba schodzi ze ścian, które w przeszłości zostały obdarowane przez jakichś miłych dresów kulturalnymi obrazkami oraz tekstami. Akurat któryś rocznik skończył zajęcia i dużo nastolatków stoi na placu przed wejściem. Oczywiście pod jakimiś drzewami, zdala od kamer odbywają się bardzo legalne tranzakcje jak to w każdej normalnej placówce. Zaraz, zaraz... Podchodzę bliżej i już jestem pewna.
- Przerzuciłeś się na Aerosmith? - pytam się Czarnego Fana AC/DC. Chłopak szybko chowa woreczki do kieszeni czym tylko wywołuje mój śmiech. Te dzieciaki, którym sprzedawał to gówno poszły sobie.
- Co ty tu robisz? - pyta się mnie.
- Coś za co nie pójdę za kratki. Co im dałeś?
- Witaminy. - powiedział z uśmiechem.
- Taa. Jasne. Witaminy warte sto dolców?
- Wiesz, jeśli się powie, że to coś innego...
Sprytny. Ja bym na to nie wpadła.
- Oni myślą, że co wezmą?
- LSD.
Zaczęłam się śmiać.
- Ej, serio, wierzą mi. Już im to kiedyś sprzedałem. Powiedzieli mi, że zajebiste tylko trochę za bardzo owocowy smak. Po co mam marnować prawdziwy towar na jakieś dzieciaki? A kasa jest. - uśmiechnął się.
Patrzyłam się na niego z półuśmiechem na twarzy. W życiu bym nie pomyślała, że Czarny to diler.
- Tak w ogóle to Jeff jestem, ale Izzy na mnie mówią od niedawna, więc ty też. - podał mi rękę.
- Zmieniłeś imię, bo jakiś dzieciak odkrył twoją witaminową tajemnicę? - uścisnęłam jego rękę pytając się.
- Tak, oczywiście. - powiedział z sarkazmem - Tak na serio to od niedawna gram z kumplem w zespole i to taki jakby pseudonim artystyczny.
- Taa... Już widzę te książki, plakaty, filmy... Izzy - wschodząca gwiazda, Od Jeffreya do Izziego, czyli jak z dilera witamin zostać gwiazdą rocka, Izzy - bóg... - chłopak przerwał mi. Widocznie nie lubi, gdy się ktoś z niego naśmiewa. Szkoda.
- Śmiej się, śmiej. Kiedyś, gdy zostanę rockmanem i bogiem gitary to będziesz błagać na kolanach o mój autograf. - skończył naburmuszony.
- Oczywiście. - powiedziałam i klęknęłam łapiąc chłopaka za nogi - Proszę cię, wielki mistrzu gitary, królu muzyki, bogu kolorowych witaminek, daj mi swój autograf! - zaczęłam błagać, a kilka osób, które akurat były na placu zaczęły się na nas gapić. - Proszę...
Izzy... Nie, Jeff, żeby go wkurzyć tak będę na niego mówić. Więc Jeff stoi i patrzy się na mnie z politowaniem, a ja na niego z uśmiechem. Współczuję mu, że mnie zna. Biedak. Ale kto mu kazał tu zostawać, mógł mnie zwyczajnie olać.
- Dziewczyno, wstawaj. - podał mi rękę.
- Nie.
- Wstawaj.
- Nie.
- Kurwa, no, wstawaj.
Lubię wkurzać ludzi. Puszczam go jednak nie wstaję. Siadam na krawężniku i nic nie mówię. Jeff siada obok mnie.
- Nie jesteś stąd. Dlaczego tu przyjechałaś? - pyta się mnie po chwili.
- Musiałam. - mówię tylko tyle. Nie lubię dzielić się z innymi moją przeszłością. - Staram się zacząć nowe życie.
- Ale wiesz, że nie da się, no nie? - mówi Jeff zapalając papierosa. - Też chciałbym zacząć nowe życie. Z dala od tej zasranej rodzinki, tej kontroli, chciałbym być wolny, być kimś, a nie tylko jakimś kolejnym Jeffreyem. Zostawiłem wspomnienia w Lafayette, zostawiłem starą tożsamość, zostawiłem rodzinę... Wszystko, co miałem... Ale powiem ci coś, to wszystko do ciebie wraca, nie da się zapomnieć. Bo... Bo to wszystko to cześć ciebie bez której byś nie funkcjonował. Inaczej byś nie żył, bo byś nie umiał. Wspomnienia zostają, czy tego chcemy czy nie.
- Kurwa, nie wiem co powiedzieć... - mówię cicho i patrzę się na Czarnego.
- Nic nie musisz mówić, kochanie. Dźwięki są piękne, ale cisza też może być. - odpowiada mi i obejmuje mnie ramieniem.
Zamykam oczy i nie wiem dlaczego, ale zaczynam mu opowiadać całą historię mojego życia. Jeffrey-Izzy-Czarny Fan AC/DC będzie pierwszą osobą na tym świecie, która będzie mnie naprawdę znać.

***
Dobra, nie wiem, może trochę krótkie, ale na telefonie nie mogę sobie sprawdzić tak dokładniej. A nie chcę już nic dopisywać. Jak już pisałam mam plan, no, ale tak mądrze na końcu się zrobiło, że stwierdziłam, że scena, która ma być kolejna nie pasuje już tutaj.
Aha, jeszcze chciałabym napisać, że zmieniam tytuły wszystkich postów. Informuję, żeby nikt zdziwiony nie był.
Kolejna notka w weekend, gdy już w Krakowie będę.
I jeszcze jedna sprawa - jeśli ktoś chce być informowany to niech mi napisze pod tym postem, że chce i gdzie mam go informować (blog, gg etc.).

14 komentarzy:

  1. Dziękuję , że do mnie wpadłaś. Jak tylko się ogarnę z innymi blogami to nadrobię u ciebie wszystko ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. *.* świetny rozdział, nie za długi ale świetny mimo wszystko xD uwielbiam takie opowiadania, w których wszystko trzyma się kupy i jest poukładane, właśnie tak jak u Ciebie skarbie <3 xD
    No i ten proszę, bardzo proszę, o powiadamianie mnie o nowościach na blogu jeśli można 8D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tu jest wszystko poukładane, ale już w normalnym życiu nie jestem taka ogarnięta :)
      No i wiem, że krótkie, ale obiecuję, że kolejny będzie długi z wszystkimi postaciami :D

      Usuń
    2. Hahahah no ja mam też pokręcone życie xD

      Spoko, spoko, nie popędzam nikogo :D

      A i u mnie dwa nowe rozdziały, zapraszam serdecznie <3

      Usuń
  3. Chwała Władcy Kolorowych Witaminek! Krótkie bo krótkie, ale i tak dobre *-* Takie dobre, że aż nie wiem co napisać, dlatego nie będę wymyślać nie wiadomo jak długich komentarzy, które nic nie wniosą, bo to że to jest zajebiste, to chyba już wiesz :D
    Mnie mogłabyś w sumie na blogu informować, jeśli możesz :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czarnyyyyyy. :) Lafayette. :)
    Mmmmmm, robi się coraz ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Izzy - Doktor Zdrówko xD Nie ma to jak wmawiać biednym, bezmózgim licealistom, że są fajni i kupują wysokiej klasy prochy ;D
    I wcale a wcale nie słuchaj tych, którzy ci mówią, że dodajesz za krótkie rozdziały :] Im dłuższa notka, tym gorzej się czyta, a ja osobiście uważam, że ta była w sam raz.
    A może potrawy Axla sprzedawałyby się lepiej, gdyby Izzeusz wrzucał do nich te "prawdziwe" witaminki ^^ Niech spróbują, najwyżej będzie anarchia w lokalu.
    A tak ogólnie, to mi się podoba i zacieszam, że odnalazłam tego bloga teraz, a nie później, kiedy miałby 40 rozdziałów i nie chciałoby mi się tego nadrabiać. To by była całkiem spora strata, bo wydaje mi się, że nie jest to kolejny fanfik o banalnej fabule (i chwała Latającemu Potworowi Spaghetti, że naprawdę coraz mniej Gunsowych opowiadań to banalne rzeczy!).
    Myślę, że już się mnie nie pozbędziesz. I dodaję do polecanych, żeby o Tobie nie zapomnieć, bo niestety pamięć to ja mam marną ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ej.
    to jest zajebiste.
    i też chcę, żeby axl rzucił we mnie ziemniakiem.
    hahaha jakkolwiek to brzmi.
    kurcze, naprawdę, rozluźniłam się przy tym ; )
    i plus za AC/DC i Aerosmith ;3
    i w ogóle to miło poznac.
    i użyłam za dużo i.

    OdpowiedzUsuń
  7. Drobna informacja u mnie. Zapraszam. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Za mało, za mało! :<
    Ale i tak świetnie :D < 3
    Chętnie bym kupiła witaminki od Stradlina xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowa notka u mnie : )

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie! Że też ci biedni licealiści jeszcze nie odkryli, że coś jest nie tak ;D
    No cóż... Siła autosugestii... No i do tego Izzy. Chyba zakochałam się w Twoim Izzym xD Po prostu go uwielbiam. Czemu też JA nigdy nie mogę spotkać nikogo, kto byłby chociaż w połowie tak zajebisty :C
    Chelsea jest trochę podobna do mnie i mam wrażenie, że chyba lubię ją najbardziej z tej trójki dziewczyn. :) W sumie to mam teraz ochotę na cukierka owocowego ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. O! Znowu czytam nowe rzeczy. Boziu...
    Uśmiałam się jak cholera, zajebistość.
    Określenie 'Czarny Fan AC/DC' bardzo mi się podoba. ; )

    OdpowiedzUsuń
  12. Czarny Fan ACDC. :D Strasznie mi się podoba to opowiadanie *.* Jest ZAJEBISTE po prostu!

    OdpowiedzUsuń