Otwieram oczy, siadam na łóżku i głośno wzdycham. Już nie zasnę.
Mam wolne, nie muszę wstawać na żadne wykłady i inne dziadostwa, a tu o szóstej rano budzi mnie jakiś debil, bo kupił sobie nowy traktor i musi go wypróbować. Ludzie, nie po to mieszkam w mieście, żeby mieć tu obok jakąś wiochę, jeszcze czego?!
Pierwszy raz obudziłam się o czwartej nocy. Wtedy myślałam, że dziwne dźwięki dochodzące z zewnątrz są wynikiem obejrzanego kilka godzin wcześniej z Freją horroru o farmerze-mordercy, jeżdżącego traktorem widmo, który zabijał swoje ofiary wydłubując im marchewką oczy, więc spokojnie położyłam się spać.
Kolejny raz obudziłam się półtorej godziny później. Próbowałam zasnąć, ale już mi się nie udawało. Ubrałam luźną bluzę i wyszłam na balkon w celu zlokalizowania źródła dźwięku. No i zlokalizowałam - po ogrodzie za domem, w którym mieszkał Slash z tymi swoimi kumplami, jeździł traktorem ten rudy chłopak, wrzeszcząc coś do kóz, które stały przywiązane obok stogu siana. Krzyknęłam do niego, żeby nie darł tak ryja i wróciłam do łóżka. I teraz znowu się obudziłam.
Kieruję wzrok w stronę drugiego łóżka, na którym obecnie spała Freja. Zostało wstawione jeszcze kilka lat temu, gdy przyjeżdżałam tutaj do babci na wakacje z moją przyjaciółką Susanne. Ale teraz już nie mieszkam w Danii, Suz raczej nie ma zamiaru mnie odwiedzać (a przynajmniej nic o tym nie wiem), więc dziewczyna mogła je spokojnie zająć. Szybko wstaję i robię ledwo dwa kroki, a już leżę na ziemi. Obracam się i patrzę pod nogi, potknęłam się o jakieś wielkie pudło. No tak, jeszcze się całkiem nie zdążyłam rozpakować. Ogarnęłam tylko stojaki dla moich gitar i ułożyłam ubrania w szafie, a reszty już mi się ruszać nie chciało.
Siadam na podłodze i otwieram pudło.
Jak mogłam zapomnieć o mojej Zajebistej Kolekcji Winyli?!
Gdy już ułożyłam alfabetycznie na półkach winyle, przebrałam się i zeszłam na dół z zamiarem zjedzenia jakiegoś śniadania.
Zrobiłam sobie tosty, wzięłam talerz i poszłam w stronę salonu.
- Hej, Saul! - rzuciłam do przerażonego moim widokiem Mulata, który oglądał telewizję - "Lamy w czapkach"? - pytam się wskazując na ekran.
Zaraz, zaraz, coś mi się tu nie zgadza...
- CO TY DO CHUJA PANA ROBISZ W MOIM DOMU, HUDSON?! - krzyknęłam na chłopaka, a on skulił się na fotelu.
- Ja... Yyyy... Przepraszam... Ale...- zaczął się jąkać.
- Kontynuuj.
- Bo u nas... Yyy...Axl telewizor wydupcył... A leciały "Lamy"... Powtórki... A ja to lubię... I twoja babcia... Yyy... Mnie wpuściła... I...
- Zamknij się. - odpowiedziałam i wróciłam do jedzenia śniadania.
Slash odetchnął, ale po chwili przybrał minę mówiącą "Nie przeszkadzaj mi, myślę" albo "Jestem tak zajebisty, że ty myślisz, że ja myślę, ale ja tak na prawdę nie myślę, bo nie umiem myśleć". Jestem skłonna stwierdzić, iż druga opcja jest prawidłowa.
- Nie chcesz mnie zabić? - uniosłam brwi i popatrzyłam się na niego z ciekawością.
- Nie zabijam ludzi, to zdecydowanie moja najmniej lubiana czynność.
- No, ale...
Popatrzyłam się. To on nie wie, że dzisiaj jest Dzień Dobroci Dla Zwierząt?
- Nie wiem, nie chcesz mnie wypatroszyć i powiesić na kominku? Lub wydłubać oczy marchewką?
- Też oglądałeś "Piekielnego Farmera"?
Slash poderwał się z miejsca i zaczął na mnie krzyczeć.
- Kurwa, co ci się stało?! Dlaczego mnie nie bijesz, nie wyzywasz, hę?! No, dlaczego?! - podchodzi do mnie, podnosi ręce do góry i mówi - No, dalej, uderz mnie!
- Zmień dilera, człowieku... - mruknęłam i wzięłam talerz. Skierowałam się w stronę kuchni, a Saul podążył za mną. Zastąpił mi drogę.
- Czego?
- Uderz mnie. Albo walnij tym talerzem. - powiedział całkiem poważnie... Znaczy, poważnie jak na niego, oczywiście.
- Boli cię coś? -spytałam się i spróbowałam go wyminąć, jednak bezskutecznie, chłopak nadal nie ustępował.
- Kurwa, no, proszę! Proszę, proszę, proszę! Uderz mnie, kurwa!
- Nie kurwa, tylko Evelynn. A na drugie mam ODPIERDOL SIĘ! - krzyknęłam i wkorzystując chwilowe otępienie Slasha, szybko go wyminęłam i poszłam dalej do kuchni.
- No, ej! - widocznie nie pozbyłam się go na długo - Kiedyś zawsze mnie uderzałaś! Co godzinę... Ba, co minutę nawet! A teraz? - popatrzył się na mnie dziwnie. - Dlaczego nie chcesz mnie uderzyć?
- Czy ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? - spytałam się. Boże, jaki on wkurwiający, już prawie o tym zapomniałam.
- To nie było miłe. - naburmuszył się.
- Wiem, takie miało w końcu być.
- Widzisz?! Nabijasz się ze mnie, ale uderzyć to już mnie nie chcesz!
Popatrzyłam na niego z politowaniem i szturchnęłam go w ramię.
- Zadowolony? - pytam się, a on z uśmiechem na twarzy potwierdza i w podskokach opuszcza dom.
Czego on się naćpał z samego rana?
***
- No, chłopcy! Wstawać! Dziś kolejny wielki, wielki dzień! [<--- wiem, że to tak jakby cytat z "Igrzysk Śmierci", ale jakoś mi tak pasuje ~L.] - krzyknął uradowany Slash, wpadając do dwupiętrowej willi, bliżej znanej jako Kwatera Główna Pistoletów i Róż.
- Ja już nie śpię! - odkrzyknął ktoś z kuchni, a Mulat skierował się w stronę głosu. - Piekę naleśniki z otrębami, chcesz może?
Tym kimś okazał się Axl. Stał przy kuchence i właśnie wylewał ciasto na patelnię. Jednak gitarzysta stracił cały entuzjazm widząc jego wypieki.
- Yyyy... Axl? - zaczął niezdarnie, w końcu nie chciał zdenerwować kumpla.
- Słucham cię, Saulu?
- A nie da się dostać naleśników bez tego... no, tego gówna?
- Ale przecież one są smaczne! - oburzył się Rose i odwrócił się w stronę kolegi, a raczej w stronę krzesła, na którym kilka chwil wcześniej siedział Hudson.
Rudy przyzwyczajony do takich rzeczy, wzruszył ramionami i powrócił do gotowania.
Tymczasem kilkadziesiąt metrów od Kuchni Pana Williama blondyn znany szerzej pod pseudonimem Idiota wkroczył do Monopolowego Za Rogiem.
Był zły na siebie, nie chciał się kłócić z siostrą, wiedział, że bardzo ją zranił. Ale nie chciał iść do niej - nawet nie wiedział gdzie mieszka. Poza tym znał ją i wiedział do czego jest zdolna, gdy się zezłości. A McKagan nie chciał się pozbywać swoich bujnych i zajebistych (jak je sam określa) włosów.
Wrzucił do wcześniej wziętego koszyka kilka butelek Nightraina i innych wyrobów alkoholowych i skierował się w stronę kasy.
- Coś jeszcze? - spytała się z uśmiechem kasjerka. Jak na oko Duffa, była ładna.
- Bolało jak spadłaś z nieba? - spytał się blondyn z (w jego mniemaniu) zajebistym uśmiechem i oparł się o ladę.
- Nie, ale ciebie za chwilę zaboli jeśli się nie przymkniesz.
- Czemu?
- Bo nie ma dżemu. - odpowiedziała dziewczyna, patrząc się na basistę jak na idiotę.
Chłopak chciał odpowiedzieć, jednak przerwała mu piosenka puszczona w radio.
- Nie ma dżemu - zaczęła śpiewać wokalistka - bo go pani nie upiekła...
Duff się rozpłakał.
- Yyy... Ej... - zaczęła dziewczyna niepewnie - Dlaczego płaczesz?
- Bo pain nie upiekła dżemuuu! - załkał i wysiąkał nos, a jego rozmówczyni popatrzyła się na niego z politowaniem.
***
No i jest nowy.
Tak, wiem, że się długo czekało i jest krótko, ale napisałam to, więc wstawiam.
I mam kilka spraw.
Po pierwsze - dlaczego mam siedemnastu obserwatorów, a tylko pięcioro/sześcioro z nich chociaż raz skomentowało? Bez sensu, ja nie obserwuję blogów, których nie czytam. Tak trudno napisać chociaż jeden komentarz, nawet ze słowem "dżem" lub "chujowo tu"?
Po drugie - jakoś ostatnio dostałam odpały z koleżankami i założyłyśmy dwie strony na fejsie. Tak, wiem jestem pojebana i te pe, i te pe. Ale mam prośbę - chemy zdobyć 50 lajków do końca roku, więc jeśli jest tutaj ktoś kto lubi lajkować dziwne strony o dziwnych rzeczach to tu są linki: Nie ma dżemu, bo go pani nie upiekła i Zlamiłeś to, LAMO jedna. No i jeśli ktoś zechce zalajkować to dziadostwo to niech napisze, bo mi to potrzebne do takiego czegoś. Ale róbcie co chcecie, ja nie zmuszam, bo wiem, że to syf.
Po trzecie - nie wiem kiedy nowy, bo szkoła i nauka i perkusja.
O, właśnie - jaram się, bo będę mieć perkusję! Za jakieś dwa, trzy tygodnie! Łiiiii!
Przepraszam, ale mi odjebuje.
No i wracając do tej szkoły - mam już zapowiedziane dwa sprawdziany i dziękuję komuś tam, bo akurat w te dwa dni - 19 i 20 września, jadę na Coldplay do Warszawy. Hell yea!
No, właśnie, mógłby taki Slash przyjechać sobie do Polski na koncert, do jakiegoś fajnego miasta... na przykład do Krakowa, to jest świetny i zajebisty pomysł... I jest mój!